Ekspedycja Jaskiniowa Grecja 2022. Penetracja Sintzi.
Po nierównej walce w Drakos udaliśmy się do następnego celu naszej podróży. Niestety nie dojechaliśmy wszyscy...Z niewiadomych względów autko Andrzeja odmówiło posłuszeństwa i musiał on w trybie awaryjnym wracać do Polski...No cóż smok upomniał się o następną ofiarę, bo problemy z samochodem zaczęły się jeszcze pod Drakos.
My z Misiem stwierdziliśmy że zrealizujemy plan pomimo wszelkich przeciwności losu...i udaliśmy się w drogę do uroczej wioski w górach - do Kandili, gdzie wybija zródło Sintzi.
Zeszłym razem, we wrześniu nie mieliśmy szczęścia, ponieważ niski poziom wód gruntowych skutecznie zniszczył wizurę,a przez przeciskanie się przez niezalaną restrykcję podarliśmy nasze skafandry. Tym razem liczyliśmy na więcej szczęścia, chociaż obawiałam się, czy zródło nas wogóle wpuści, czy nie będzie za dużego prądu.
Droga do Sintzi jest piękna i prowadzi przez serpentyny górskie. GPS niesetety płata figle, dlatego kilka razy zdażyło nam się wbić w jakiś sad. Na szczęście pinezka z zeszłego roku zrobiła robotę i dotarliśmy....
Jaskinia znajduje się koło kościółka na odludziu. Pasą się tam owce i nam zdażyło się utknąć w wielkim stadzie, jak chcieliśmy wyjechać....no ale było przynajmniej śmiesznie. trzeba uważać na psy pasterskie, bo one raczej nieufnie reagują na obcych w sucharach.
Wejście do jaskini jest z jeziorka zarośniętego szuwarami. Całe szczęście w części bezpośrednio koło wejścia poziom wody sięgał pasa i dało się bez problemu wejść i zanurkować. Poręcz należy założyć na powierzchni, najlepiej zawiązać na wielkim głazie tuż przed wejściem. Wpływa się przez dosyć wąską restryję, więc stage raczej niepodpięty, tylko pchamy przed sobą. Na szczęście sforsowanie zacisku nie jest specjalnie trudne, jak można do niego wpłynąć. Nie polecam tam się ładować, jak jeziorko jest suche. Robi się wtedy niefajnie.
Niestety Misio, a właściwie jego żołądek odmówił współpracy i pomimo chęci, zdecydował się nie schodzić do jaskini. Mmmmm. Skłamałabym, gdybym napisała, że chociażby przez chwilę się zastanawiałam, czy by nie przerwać akcji...
Stwierdziłam, że udam się na samotną misję, ale z bardziej konserwatywnymi limitami. Z Misiem obgadałam plan i umówiliśmy się kiedy mam się zameldować spowrotem na powierzchni, tak żeby mógł na mnie czekać i asekurować przed restrykcją.
Warunki okazały się idealne. Z niepokojem wypatrywałam pierwszych oznak prądu, na szczęście okazał się on znikomy. Wizura petarda. Jak wpłynęłam przez restrykcje do kawerny, poczułam się jak w cenotach. Przez drobne otwory w stropie wpadało światło tworząc pokaz laserów na ścianach. Było przepięknie...
Teraz należało tylko znalezdż linę główną, która Greckim zwyczajem ukryta była dosyć głęboko. Na szczęście był dostępny plan i tym razem w dobrej wioczności udało mi się zapamiętać drogę wyczytaną z mapy i bez problemu odnalezdz Golden Line...
Jaskinia w swojej pierwszej sekcji ( ja przenurkowalam sekcje A-F) nie jest głęboka i jej średnia głębokość leżała na około 10m. Woda 10 stopni, zawsze ma stalą temperaturę. Na szczęście szczelny suchar i ocieplacz Santi zrobiły robotę i nie czułam zimna nawet po dobrych 90 minutach nurkowania...Miałam neoprenowe rękawice piątki, kaptur 10mm (bo mam problemy z uszami i generalnie wolę jak mi jest cieplej w głowę).
Jaskinia ma bardzo rozbudowaną nawigację i z tego co napisane w planie, jest ogromna. Moim planem było wykonanie pierwszej pętli. Z planu nie wiedziałam jakie są dystanse, więc byłam przygotowana na domknięcie jej w dwóch podejściach. Na szczęście ze względu na małą głębokość udało się za pierwszym razem. Do znaczenia pętli używam od niedawna spinaczy, lub spinek dziecięcych, tak żeby w razie kiedy nie wrócę po trasie móc to zostawić zamiast spersonalizowanych ciasteczek. Nie tylko ja wpadłam na ten pomysł i na pętli spotkałam przy skrzyżowaniach zielone klamerki do bielizny, które też ktoś tam zostawił...Przez chwilę mi nawet przmknęło że może ktoś tam jest, ale nie było auta przed jaskinią, więc raczej to niemożliwe.
Jaskinia jest bardzo zróżnicowana. Nie mam tutaj pięknych stalaktytów jak w Arcadio czy Drakos, ale same formacje skalne są imponujące i różnokolorowe. Jaskinia jest dosyć mroczna i miejscami wąska. Widziałam bardzo fajne jumpy, ale z braku czasu niewiele udało mi się zobaczyć.
Było tak fajnie, że za zgodą Misia zrobiłam jeszcze drugiego nurka. Przy takiej głębokości gazu zostało bardzo dużo, więc nic nie stało na przeszkodzie.
Po nureczku, około 17.00 zaczeliśmy zwijać się na kwaterę. Niestety w promieniu godziny od jaskini nie ma gdzie naładować butli, więc na nocleg pojechaliśmy do miejscowiści Tolo nad morzem, gdzie znajduje się baza Intro Dive i można nabić gazy.
Trochę zaczęło mnie pobolewać ucho, więc kupiliśmy w aptece kropelki po drodze. Nawet nie brałam pod uwage opcji, że jakaś tam infekcja mogłaby mi pokrzyżować następne nurkowania.
Comments